„Odchorowywałam w Polsce każdy listopad. Lekarz poradził, żebym wyjechała tam, gdzie jest słońce”
Angelika Swoboda 17.02.2025 21:31
– Przed pierwszym wyjazdem myślałam, że to nieosiągalne i drogie. Teraz, gdy znajomi pytają, czy jest tak trudno, jak się wydaje, odpowiadam, że nie – mówi Paulina, która podobnie jak Anna-Maria i ja, autorka tekstu, zamieszkała na kilka miesięcy w Hiszpanii. Opowiadamy, czy jest drogo.
Odchorowywałam w Polsce każdy listopad i wreszcie lekarz poradził mi, żebym wyjechała tam, gdzie jest słońce. Że to będzie dla mnie lepsze niż kolejne antydepresanty. Posłuchałam go i w 2019 roku wybrałam się do Hiszpanii kamperem. Czułam się tam świetnie, ale na początku 2020 roku musiałam wrócić do Polski. Do tego wybuchła pandemia i znów było mi ciężko, bo wyjazdy stały się niemożliwe – opowiada Anna-Maria Siwińska, specjalistka od społeczności w internecie.
Dwa lata później, gdy restrykcje zniesiono, znajomy Anny-Marii kupił dom w Andaluzji.
– Pracowałam akurat zdalnie, więc zaproponował mi, żebym pojechała tam na dwa miesiące przypilnować remontu. I w ten oto niespodziewany sposób znalazłam się w zabitej dechami dziurze w Andaluzji, o której nigdy wcześniej nie słyszałam – śmieje się Anna-Maria.
Ta „zabita dechami dziura” to mała andaluzyjska miejscowość oddalona od lotniska w Maladze o jakieś 120 km. A tak się składa, że Andaluzja to najcieplejszy region Hiszpanii. Panuje w niej klimat podzwrotnikowy i przez ponad 300 dni w roku świeci słońce. Równie dużo jest go zresztą na Costa Blanca, gdzie od stycznia mieszka Paulina z Warszawy. Ona pracuje w branży IT, a jej chłopak jest grafikiem komputerowym.
Aż 55 proc. pytanych Polaków chciałoby przenieść się do innego kraju, a najchętniej do Hiszpanii – wynika ze styczniowego raportu ARC Rynek i Opinia. Niektórzy z nich, jak chociażby Paulina, nie poprzestają na deklaracjach, tylko pakują torby, wrzucają je do auta i na zimowe miesiące przenoszą się na Półwysep Iberyjski. Ile muszą zapłacić za wynajęcie mieszkania i prąd? Ile kosztuje jedzenie w supermarkecie albo na bazarku? Prawdopodobnie będziecie zaskoczeni!
Mieszkanie z widokiem na morze za 900 euro miesięcznie
Dlaczego akurat Hiszpania? Odpowiedź jest prosta: bo świeci tam słońce, którego nam, ludziom Północy, boleśnie brakuje między listopadem a marcem. Tę potrzebę potwierdzają badania, z których wynika, że w słoneczne dni mamy naturalnie wyższy poziom serotoniny. I kompletnie bez znaczenia jest wtedy temperatura. Wyższy poziom serotoniny to lepszy nastrój, poczucie satysfakcji i spokoju. Niższy natomiast wiąże się z depresją i lękami. Naukowcy dowodzą także, że światło UV pobudza melanocyty, czyli komórki skóry, które produkują ciemny pigment w skórze do uwolnienia endorfin, czyli hormonów szczęścia.
– Pracuję zdalnie przez cały rok, natomiast mój chłopak dostaje w firmie taką możliwość na trzy miesiące w roku. W tym – od stycznia do marca. W Polsce zimą idziesz do pracy, jest ciemno. Wracasz – to samo. Kluczowa była więc dla mnie nie tyle kwestia temperatury, która panuje zimą w Hiszpanii, ile słońca – podkreśla Paulina. I dodaje: – Nie ukrywam, że przebranżowiłam się i zatrudniłam w IT właśnie po to, żeby móc pracować zdalnie.

Plaża w Esteponie (Angelika Swoboda)
Po raz pierwszy pojechali na dwa zimowe miesiące do Hiszpanii na początku 2024 roku. Wybrali okolice Alicante, bo oboje uprawiają kolarstwo, a ten region wydaje się wręcz stworzony dla rowerzystów. Paulina i jej chłopak po pracy jeżdżą na rowerach. Mówią, że kierowcy w tym regionie są przyzwyczajeni do tego, że wiele osób uprawia ten sport, i zawsze trzymają bezpieczną odległość.
– Zanim wynajęliśmy mieszkanie na zimę, przyjechaliśmy we wrześniu do miejscowego biura pośrednictwa nieruchomości, w którym ogłaszają się prywatni właściciele. Wybraliśmy blok w pierwszej linii od morza. Za 50 m z dużym balkonem płacimy miesięcznie 900 euro. Do tego osobno za prąd według zużycia, maksymalnie 50 euro na miesiąc – wylicza.
Wcześniej wpłacili zaliczkę, a po przyjeździe dostali klucze. – Tak samo jak w zeszłym roku nikt nas w tym mieszkaniu nie nachodzi i nie kontroluje. Czujemy się komfortowo i bezpiecznie – mówi Paulina.
„Nigdzie tak nie zmarzłam jak zimą w Hiszpanii”
Anna-Maria po paru tygodniach mieszkania u znajomego poszła na lunch do Brytyjczyka z ekipy budowlanej, który mieszkał w sąsiedniej miejscowości. – Weszłam do jego domu i zakochałam się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia. Wszystko mi się podobało. I czerwona ściana, i schody jak w latarni morskiej, i taras na dachu z widokiem na Morze Śródziemne, z którego przy odrobinie szczęścia widać Afrykę. Gdy usłyszałam, że Brytyjczyk po 30 latach chciałby ten dom sprzedać i pojechać ze swoją dziewczyną na Filipiny, czułam się, jakbym dostała w głowę. Zaproponowałam mu kwotkę, która była równowartością kawalerki na peryferiach Warszawy. Myślał i myślał, aż wreszcie się zgodził. W ten sposób za wieloletnie oszczędności i różne spadki kompulsywnie kupiłam trzypoziomowy dom w Andaluzji – śmieje się Anna-Maria.
W wersji idealnej Anna-Maria chciałaby w nim mieszkać od listopada do kwietnia, ale jeszcze jej się to nie udało. – Mam stwardnienie rozsiane, więc raz na trzy miesiące muszę się meldować w szpitalu w Warszawie na przegląd i odbiór leków. Dlatego nie mogę być w Hiszpanii dłużej – tłumaczy.
Wioska Anny-Marii liczy raptem 70 mieszkańców. Nazywa się Haza Del Trigo, co w tłumaczeniu na polski oznacza „pole pszenicy”. – Dlatego pieszczotliwie nazywam ją Pszenną Wólką – śmieje się.
Pszenna Wólka ma za plecami pasmo górskie Sierra Nevada, więc gorąco robi się tu dopiero w czerwcu. – Nigdzie tak nie zmarzłam jak zimą w Hiszpanii. Nocą temperatura spada do około 10 stopni, okna są pojedyncze, a dom nie jest ogrzewany. Dogrzewam się więc otwartymi oknami w ciągu dnia, bo zimą na zewnątrz jest ponad 20 stopni. Mam też grzejniki gazowe i podgrzewany materac, który kupiłam za 30 euro. Podczas pracy stawiam grzejnik przy nogach – opowiada Anna-Maria.
Ile ją kosztuje to dogrzewanie i inne media? – Płacę za prąd około 30–40 euro miesięcznie, a za wodę raz na trzy miesiące około 60 euro – podaje precyzyjnie, zaglądając do podręcznego Excela.

Dom Anny-Marii Siwińskiej w Andaluzji (arch. prywatne)
Masło, kawa, ryby i inne specjały
Okazuje się, że podobnie jak ceny mediów ceny jedzenia też są porównywalne z tymi w Polsce. Niektóre produkty, na przykład warzywa na lokalnym bazarku, kosztują nawet mniej.
– Za kilogram lokalnych warzyw, takich jak papryka, pomidory, bakłażan i cukinia, płacę na targu jedno euro. W grudniu jadłam już truskawki, kosztowały 3,5 euro za kilogram – wymienia Anna-Maria.
Co jakiś czas wybiera się na większe zakupy do Mercadony. Mercadona to hiszpańska sieć hipermarketów, w których można kupić wszystko: od chleba i tortów, poprzez napoje, mięso, ryby, owoce morza, nabiał, po kosmetyki i chemię. Hiszpanie żartują, że to ich dobro narodowe, bo produkty są tam świeże, a ceny atrakcyjne.
– Parę dni temu pojechałam do Mercadony na bardzo duże zakupy. Każdy wyjazd do sklepu z naszej wioski to cała wyprawa, więc wypchałam wózek po brzegi. Zapłaciłam około 100 euro. Jestem pewna, że było to taniej niż za podobny koszyk w polskim sklepie – twierdzi Anna-Maria.
Paulina też przyznaje, że nie wydaje w hiszpańskich supermarketach więcej niż w Warszawie. – Litr paliwa na przykład kosztuje około 1,5 euro. Ceny jedzenia w sklepach są porównywalne z polskimi, choć oczywiście niektóre produkty – ze względu na to, że tu rosną – są tańsze, jak choćby pomarańcze czy awokado. Sporo tańsze są też ryby i owoce morza – opowiada.

Zima w Esteponie to także czas na sporty na plaży (Angelika Swoboda)
W restauracjach, podobnie jak w Polsce, nie jest tanio, ale w kawiarniach już tak. Za 1,60 euro można kupić małą kawę z ciastkiem. – Hiszpanie bardzo często idą rano do kawiarni na kawę czy śniadanie, bo ceny ich do tego zachęcają. Wiele osób długo siedzi przy jednej kawie i nikt z obsługi się koło nich nie kręci i nie pyta co chwilę, czy podać coś jeszcze – mówi Paulina.
Jej partner chodzi do hiszpańskiego fryzjera. Jedna wizyta kosztuje go 10 euro. – Ja z kolei zrobiłam sobie hybrydę, za którą zapłaciłam 18 euro – dodaje.
I jeszcze moje doświadczenia. Ja, autorka tego artykułu, hybrydy nie robiłam, ale podczas swojego ostatniego, prawie miesięcznego pobytu w Andaluzji, na przełomie grudnia i stycznia, skrzętnie zbierałam paragony. Oczywiście z ulubionej Mercadony, która według mnie mogłaby być nawet wpisana na listę dziedzictwa światowego UNESCO. I tak za litr mleka bez laktozy płaciłam 0,91 euro, za kostkę masła 200 gr – 2,30 euro, za chleb razowy – 1,50 euro, za kawę rozpuszczalną – 2,90, za sardynki w puszce – 1,55, makaron 500 gr – 0, 80 euro, za jajka (12 sztuk) – 2,20 euro, za ciemne pomidory – 1,65 euro za kilogram, za kilogram cebuli – 1,30 euro, 7 euro za kilogram kurczaka, 4,30 euro za chorizo (300 gr), 9,50 euro za kilogram dużych krewetek, 7–9 euro za kilogram dorady, 3,65 za paczkę papieru toaletowego (8 rolek). Za paellę w restauracji zapłaciłam 27 euro (za dwie osoby), za antrykot z grilla – 20 euro, a za lampkę wina 3–4 euro. Za taksówkę z dworca autobusowego do mieszkania (około 3 km) – 7 euro.

Warzywa i owoce w hiszpańskim supermarkecie (Angelika Swoboda)
Przyjaźni lokalsi i inne plusy
Jak trafiłam do Andaluzji? Któregoś grudniowego poranka w zeszłym roku z nieba padał śnieg, a przez chmury nie przedzierał się nawet najmniejszy promień słońca. Pomyślałam, że nie zniosę kolejnego szarego tygodnia. Napisałam do właścicielki 50-metrowego mieszkania w Esteponie, które wynajmowałam przez dwa miesiące w 2022 roku, i zapytałam o cenę wynajmu. Po paru minutach dobiłyśmy targu – 1200 euro za miesiąc, bez żadnych dodatkowych opłat.
Dlaczego Andaluzja? Bo ma ponad 300 słonecznych dni w roku – to już wiemy. A dlaczego akurat Estepona, jedno z setek uroczych miasteczek zwanych „białymi”, które z jednej strony otacza morze, a z drugiej góry? Jak to zwykle w życiu bywa, znalazłam się tam trzy lata temu przez przypadek. Moja przyjaciółka Ewa wynajęła mieszkanie na zimę i zaprosiła mnie na dwa tygodnie. Grzech było odmówić.
W Esteponie, nazywanej Miastem Kwiatów, od razu poczułam się jak u siebie. Wąskie uliczki, mauretańskie domki, palmy i kwiaty w doniczkach w takim samym kolorze czy deseniu na jednej ulicy. Z obskurnymi osiedlowymi sklepikami pełnymi ryb, tortilli i świeżych warzyw od razu wydała mi się wygodna do życia. I nie pomyliłam się. Już po paru dniach sąsiedzi z mojej uliczki witali mnie przyjaznym „hola!”. Staruszek poruszający się z chodzikiem, który co rano uparcie sprzątał ulicę z rozgniecionych dzikich pomarańczy, uśmiechał się i życzył mi miłego dnia. Oczywiście po hiszpańsku. Powtórzę za Pauliną, że nikt w Hiszpanii nie wita przybyszów z innych krajów kwiatami, ale na pewno wyczuwa się u miejscowych sympatię i ograniczone zainteresowanie.
Stoisko z rybami i owocami morza w supermarkecie w Esteponie (Angelika Swoboda) , Esteponę z jednej strony otaczają góry, a z drugiej morze (Angelika Swoboda)
Paulina zwraca uwagę na jeszcze inną istotną rzecz. – W Warszawie w mojej okolicy zimą bardzo czuć smog. W Hiszpanii otwieram okno i czuję morską bryzę. Wiatr od morza sprawia, że powietrze jest bardzo czyste – podkreśla.
Odkąd przyjechali, temperatura jeszcze ani razu nie spadła poniżej 10 stopni. W dzień sięga 18, a w słońcu nawet ponad 20 stopni. Łatwo można odróżnić miejscowych od turystów. Ci pierwsi i tak zakładają wełniane czapki i puchowe kurtki, ci drudzy – krótkie rękawki i szorty, w których pędzą na plażę.
Anna-Maria Siwińska doświadczenia z lokalsami też ma bardzo dobre. – Poza tym, że w mojej Pszennej Wólce prawie nikt nie mówi po angielsku, więc zaczęłam się uczyć hiszpańskiego. Na razie idzie mi opornie, czasami muszę sobie pomagać rękami, ale udaje mi się zawsze kupić to, co chcę – opowiada.

Anna-Maria Siwińska zimę spędza w Andaluzji (arch. prywatne)
Raz, gdy chciała kupić czosnek, poprosiła na targu o dwoje oczu. Ale nikt się nie obraził.
– Niedawno na jakiejś lokalnej fieście podszedł do mnie burmistrz i powiedział, że widział na moim Instagramie zdjęcia naszej miejscowości. Szczerze mówiąc, zszokował mnie, że wie, kim jestem. Hiszpanie są bardzo mili, ale raczej nie z tych bratających się i szukających bliższego kontaktu. Owszem, mówią „dzień dobry” i „jak się masz?”, ale to wszystko.
Paulina zauważyła, że mieszkańcy starają się żyć z turystami w symbiozie. – Gdy mówię, że zaczęłam się uczyć hiszpańskiego, ale na razie idzie mi słabo, spotykam się z życzliwością. W ogóle żyje się tu mniej nerwowo, wolniej niż w Polsce, bez zadęcia i bez napięcia – dodaje.
Minusy? Są jakieś minusy?
Według Pauliny zaskoczeniem dla niektórych może być to, że sklepy spożywcze otwierają się dopiero o 9.00. – W Polsce już przed 8.00 mogę sobie kupić coś do jedzenia. W niedzielę, podobnie jak u nas, supermarkety są zamknięte – mówi. I dodaje: – Przed pierwszym wyjazdem myślałam, że to w ogóle nie jest osiągalne dla mnie i bardzo drogie. Okazało się jednak, że nie. Poza tym mieszkanie w innym kraju przez trzy miesiące i poznanie go to dobra opcja dla kogoś, kto rozważa wyprowadzkę z Polski. Zamiast rzucać się na głęboką wodę, można najpierw sprawdzić, jak to wygląda. Gdy znajomi pytają, czy jest tak trudno, jak się wydaje, odpowiadam, że nie.

Andaluzyjska Pszenna Wólka Anny-Marii Siwińskiej (arch. prywatne)
Anna-Maria zapytana o minusy mieszkania zimą w Andaluzji zastanawia się dłuższą chwilę. – Kocham tę moją hiszpańską Pszenną Wólkę i uważam, że jest piękna, ale muszę przyznać, że bez samochodu nie mogłabym w niej funkcjonować. Co prawda na plażę mam raptem półtora kilometra, ale droga wiedzie ramblą, czyli suchym wąwozem po rzece, a powrotna pod górę. Jeśli więc chcę się wykąpać w morzu, muszę wsiąść w samochód, spacer raczej odpada. Ale czy to jest naprawdę problem?
Jej plan jest taki, żeby zamieszkać w Pszennej Wólce na emeryturze na stałe. – Wiem już, że moja emerytura będzie kiepska, więc jak mam być stara i biedna w Polsce, to wolę być stara i biedna w słonecznym kraju.
Angelika Swoboda. Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Prowadzi też własny talk-show „Domowy kryminał” w telewizji Active Family. Specjalizuje się w niebanalnych rozmowach z fascynującymi ludźmi. Pasjonatka Włoch, włoskiego, kawy i słoni.